Strona główna Przeczytaj Agata Zgrzębska

Przyczynkiem do mojego wyjazdu były wakacje w 2004 roku. Wyjechałam do wujka, jego jedynego miałam w Stanach w tamtym czasie. Kiedy przyjechałam do Stanów, miałam 20 lat. W Polsce skończyłam pierwszy rok studiów (po powrocie ze Stanów miałam zamiar zmienić kierunek). Moim głównym celem pozostania w Stanach była chęć doświadczenia swobody i niezależności. W Polsce żyło mi się dobrze, nawet bardzo dobrze. Byłam radną dzielnicy, dosyć prężnie działałam ze znajomymi w Urzędzie Miasta Gdyni, mieliśmy plany na przyszłość. Plany rozwojowe, które miały w zasięgu całą Polskę.

Były chwile zawahania, czy zostanie w Stanach to słuszna decyzja… W Stanach zatrzymała mnie głównie miłość do Sergiusza. Choć oboje pochodzimy z Gdyni (chodziliśmy nawet do tego samego liceum!), poznaliśmy się dopiero w Chicago.

Przyjaźniłam się z moją wychowawczynią ze szkoły średniej. W czasie pierwszego miesiąca mojego pobytu w Stanach pewnego dnia zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że jednak chyba tu zostanę, bo mi się tutaj podoba. Powiedziała: „Agata, pamiętasz jak opowiadałam ci o naszym absolwencie Sergiuszu, który wyjechał do Chicago? Może się spotkacie, pójdziecie na kawę i to spotkanie jakoś umili ci czas?”. Kiedy się poznaliśmy, zauroczyłam się nim. Sergiusz był moim przewodnikiem po Ameryce, pokazywał mi wszystko, czego sam się nauczył będąc tutaj. Był bardzo opiekuńczy. Dziś nasz synek ma cztery lata.

Przypadek medyczny

Obecnie w Stanach pracuję jako asystentka medyczna. Po przyjeździe nie czułam nacisku na robienie kariery. W pewnym momencie to stabilizacja stała się najważniejsza. Jak każdy emigrant zaczynałam w serwisie sprzątającym, ale po dwóch tygodniach zostałam zwolniona. Pracowałam w restauracji, w barze. W czasie pracy za barem, pewnego wieczora jeden z klientów powiedział mi: „Agata, wiesz co? Fajna z ciebie kobieta, ale barmanka beznadziejna…”. Bardzo mi się to spodobało. Potem pracowałam jeszcze jako asystentka w firmie, która kładła drewniane podłogi, robiłam wyceny i jakimś cudem trafiłam do gabinetu medycznego. Lekarz przyjął mnie bez doświadczenia. W Polsce zdawałam maturę z biologii, ale nigdy nie sądziłam, że ona mi się do czegokolwiek w życiu przyda. Kiedy zobaczyłam po raz pierwszy jak wyrywa się ząb, przekonałam się, że nie boję się krwi, choć przez całe życie miałam inne wrażenie.

Zdecydowałam, że to ten kierunek. Rozpoczęłam pracę w gabinecie medycznym, gdzie pracowałam trzy lata jako sekretarka i asystentka chiropraktyka. To tam próbowałam zasięgnąć informacji na temat dalszego rozwoju i edukacji. Usłyszałam, że nie mogę pójść na żadną uczelnię, bo nie mam dokumentów. Nie mając jeszcze w pełni zalegalizowanego pobytu zostałam technikiem flebotomii oraz technikiem EKG. Zamierzam kontynuować pracę w tym zawodzie. Moim celem jest zostać pielęgniarką. Nie lekarzem, ale właśnie pielęgniarką. Pielęgniarka ma więcej styczności z pacjentem, jest bliżej człowieka. Marzę o studiach pielęgniarskich. Studia to kwestia dużego zaangażowania finansowego i czasowego. Może na czterdzieste urodziny. Edukacja dorosłych po czterdziestce jest obecnie bardzo popularna w Stanach.

Problemy z wizą

Kiedy przyjechałam do Stanów, przyznano mi wizę turystyczną na pół roku. Raz udało mi się tę wizę przedłużyć. Chciałam ją potem zmienić na wizę studencką. Poszłam do college’u miejskiego uczyć się angielskiego, czego nie wolno robić przebywając na wizie turystycznej. Wtedy tego nie wiedziałam, ktoś nam źle doradził. Odmówiono mi przyznania wizy, więc w rezultacie przebywałam w Stanach nielegalnie. Sergiusz wspierał mnie i powiedział: „Bądź cierpliwa”. W 2007 roku dostał zieloną kartę. Pojechał do Gdyni i wrócił z pierścionkiem zaręczynowym. Na lotnisku od razu uklęknął i wręczył mi pierścionek. Ślub wzięliśmy w 2008 roku.

czytaj dalej...