Strona główna Przeczytaj Joanna Figuła

Mój wyjazd do Francji był całkiem przypadkowy i nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek będę tutaj pracować i to w dodatku w środowisku medycznym. Tym bardziej, że wyjeżdżając z kraju nie miałam odpowiedniej znajomości języka francuskiego.

Przyjechałam do Nancy (miasto, w którym pracuję we Francji) w lutym 2008 roku. W trakcie wyjazdu miałam obawę wynikającą – wciąż to podkreślam – ze słabej znajomości francuskiego. Martwiłam się czy poradzę sobie w pracy, w kontakcie z pacjentem, personelem, czy choćby z moim pracodawcą.

Pierwszy dzień w pracy był dla mnie przede wszystkim dużą dawką stresu, wielką niewiadomą, co tam spotkam. Mam tutaj na myśli mój pierwszy dzień w szpitalu i pierwszy dzień konfrontacji z pacjentem oraz zespołem, z którym przyszło mi pracować.

Nie szukałam – przynajmniej przez jakiś czas – miejsca do życia, koncentrowałam się na nauce języka, przygotowaniu do pracy. Może wynikało to również z lęku, że nie porozumiem się z innymi lub zostanę źle zrozumiana. Z czasem to miejsce do życia przyszło samo, bez wysiłku szukania go i z lepszym językiem francuskim.

Sądzę, że nigdy nie byłam patriotką, no może lokalną, tzn. „pcimską”. Tak, Pcimia mi brakuje. Jego spokoju (choć może nie bliskości Zakopianki), bliskości gór i Krakowa. I jak pisał Jan Kochanowski, „wsi spokojna, wsi wesoła…”. W Polsce jestem dosyć często. To kolejny duży plus tego wyjazdu, że Francja leży na tym samym kontynencie i mam tylko dwie godziny lotu z Paryża do Krakowa. W domu jestem cztery razy w roku, a będąc tutaj, we Francji, najczęściej kontaktuję się z rodziną przez Internet. To również jest zaleta, bo dzięki takiej technologii, jaką mamy obecnie, jestem z nimi w kontakcie dużo częściej niż przed wyjazdem.

Za największy sukces mojego wyjazdu uważam przede wszystkim naukę języka francuskiego! Pewnie nigdy bym nie podjęła się jego nauki, gdyby nie ten wyjazd. Odkrycie dla mnie innego społeczeństwa, mentalności (chociaż to wciąż jedna i ta sama Europa), charakteru pracy, zasmakowanie francuskiej kuchni, rzeczywistości, takie dotknięcie Francji od środka, to kolejne pozytywne doświadczenia.

Uważam, że samo zjawisko emigracji, tak jak większość sytuacji w życiu, ma swoją stronę pozytywną i negatywną. Przy jej ocenie należy uwzględnić wiek emigranta, bo im jesteśmy starsi, tym trudniej nam zmieniać cokolwiek. Już sama zmiana miejsca do życia to duży skok. Trzeba wziąć pod uwagę fakt, czy ktoś wyjechał z rodziną, czy samotnie i czy wyjeżdżał ze znajomością języka kraju docelowego, to w jakim zawodzie pracował zagranicą etc.