Strona główna Przeczytaj Marcin Romanek

Powód mojego wyjazdu do Wielkiej Brytanii był bardzo prozaiczny. Jak większość młodych ludzi pojechałem tam za chlebem. Pochodzę z Lubelszczyzny, gdzie bezrobocie jest dość wysokie. Studia, które ukończyłem (inżynieria kształtowania środowiska) też nie zapewniały mi pracy. Poza tym, za granicą był już mój brat, który chwalił tamtejsze życie. Pomyślałem więc, dlaczego by nie spróbować i wyjechałem. I tak w sumie spędziłem tam z krótkimi przerwami trzy lata.

Szybka zmiana otoczenia

Podczas wyjazdu czułem w pewnym stopniu podekscytowanie. Mimo że przyzwyczajony byłem do życia na własną rękę, wyjazd za granicę był czymś więcej. Jednocześnie jednak byłem pewien, że jakoś sobie poradzę. Bardzo szybko się zaaklimatyzowałem. Londyn nie na darmo nazywany jest tyglem kulturowym. Mieszka tu wiele ludzi różnych narodowości. A to w pewnym stopniu pomaga wyzbyć się uczucia wyobcowania. Poza tym, oczywiście jest tu mnóstwo Polaków, którzy są bardzo pomocni, przynajmniej ci, których ja poznałem. Poza tym, gdy pierwszy raz przyjechałem do Londynu był tu mój brat, u którego mogłem się zatrzymać. Dość szybko, za pośrednictwem brata i jego znajomych oraz stron internetowych, znalazłem pokój w mieszkaniu (które już zajmowała grupa Polaków) i pracę w kawiarni. A potem szybko przyzwyczaiłem się do londyńskiego życia, miejskiego pośpiechu, różnych, odmiennych nieco od naszych zwyczajów. Bardzo prozaiczny przykład, ale na początku dziwi – gdy nic nie jedzie, można bezkarnie przejść na drugą stronę ulicy na czerwonym świetle. Takich sytuacji codziennych było znacznie więcej. Człowiek jednak szybko potrafi przywyknąć.

Wieczne tęsknoty

Zawsze wiedziałem, że wyjeżdżam na jakiś czas, choć początkowo trudno mi było określić czy to będą dwa lata, trzy czy może dziesięć. Choć zdaję sobie sprawę, że im dłuższe życie za granicą tym trudniej wrócić. To jednak chyba reguła dotyczącą wszystkich wyjazdów. Wystarczy pomieszkać kilka lat w innym mieście, niekoniecznie wyjeżdżając za granicę, by zbudować sobie swój świat, poznać miejsca, zaprzyjaźnić się z ludźmi. Oczywiście, człowiek tęskni za tym, co zostawił, ale im więcej czasu mija, tym bardziej jest związany ze swoim teraźniejszym życiem. Gdy byłem w Londynie, tęskniłem za Polską. Teraz, gdy od roku mieszkam znów w kraju, trochę tęsknię za Londynem – za swoimi miejscami, za ludźmi, z którymi się zaprzyjaźniłem, ale też za niektórymi udogodnieniami. Nie chciałbym porównywać, ale każdy kraj ma swoje wady i zalety, jeśli chodzi o codzienne życie, infrastrukturę, komunikację, dostępność niektórych produktów. Ale mimo wszystko jestem pewien, że moje miejsce jest w Polsce. Nie wiem, czy to wynika z jakiś patriotycznych uczuć, ale zawsze, jak już wspomniałem, wiedziałem, że chcę żyć w Polsce.

Kontakt z polską rzeczywistością

Dziś kontakt pomiędzy różnymi krajami nie jest w zasadzie żadnym problemem. Mamy telefony komórkowe, a połączenia są coraz bardziej dostępne finansowo. Jest też Skype, który pozwala rozmawiać bez ograniczeń, a dodatkowo podłączenie małej komputerowej kamery pozwala zobaczyć rozmówcę. Zgadza się, że nic nie zastąpi rzeczywistego kontaktu, ale prawda jest taka, że dzięki wynalazkom naszych czasów można wyjechać daleko i wciąż pozostawać w bliskim kontakcie z osobami, które są tysiące kilometrów od nas. Są portale społecznościowe i choć nie jestem ich bardzo aktywnym użytkownikiem, to jednak dzięki nim wiemy na bieżąco, co dzieje się u naszych znajomych.

Jednak jeśli chodzi o wydarzenia polityczne czy gospodarcze to muszę przyznać, że nie śledziłem ich na bieżąco. Ważne wydarzenia oczywiście odbijały się echem wśród Polaków mieszkających w Londynie, jednak życie codzienne w tamtej rzeczywistości nieco oddala od tego, co dzieje się w kraju.

czytaj dalej...