Zawsze myślałam, że jestem bardzo otwarta na świat, niezależna i zdolna żyć w każdym zakątku
świata. Długo zatem się nie wahałam, kiedy ciocia zaproponowała mi pomoc w ułożeniu sobie życia
w Anglii. Nawet moje świeżo zdobyte polonistyczne wykształcenie nie ograbiało mnie z pozytywnej wizji
znalezienia rozwijającej pracy. Jeszcze nie wiedziałam, że utrzymanie tej dobrej energii będzie wymagało
ode mnie sporego wysiłku.
Od samego początku chciałam znaleźć pracę w szkole jako asystent nauczyciela. Niestety, musiałam prawie
półtora roku przepracować na zmianach nocnych w domu starców, tracąc przy tym zdrowie fizyczne
i psychiczne. Moje kwalifikacje nie miały tutaj żadnej wartości. Ciężko mi było zniżyć się
intelektualnie, ale zapisałam się na kurs dla asystentów do college, gdzie wszyscy krzywo
się na mnie patrzeli, bo mam wyższe wykształcenie i kwalifikacje nauczycielskie, problem
w tym, że z Polski. Zostałam też wolontariuszem w jednej z miejscowych szkół
podstawowych, a to znaczy, że musiałam jeden z dwóch dni wolnych w tygodniu poświęcić
na pracę za darmo.
Nie było łatwo, ale z wszystkich doświadczeń wyniosłam coś pozytywnego. Moje pierwsze posady
i nudny kurs na asystenta pomogły mi nauczyć się języka. Znalazłam tam też pierwszych przyjaciół,
dzięki którym nabyłam pewności siebie i wprawiłam w angielskim mówionym. Natomiast w szkole,
w której byłam wolontariuszem, doceniono moją pracę i zaproponowano mi po sześciu miesiącach
posadę.
To już drugi rok, kiedy pracuję w angielskiej szkole jako asystent uczący nowo przybyłe
dzieci z różnych krajów angielskiego oraz asystent do pomocy polskim dzieciom i ich rodzicom
w kontaktach ze szkołą. Jako kochająca swój język ojczysty wykształcona polonistka nie mogłam trafić
lepiej. W mojej pracy mogę rozmawiać w moim ojczystym języku z dziećmi i rodzicami, pomagam
im celebrować polską kulturę i język. Prowadzę raz w tygodniu godzinne zajęcia pozalekcyjne,
w których 25 polskich dzieci uczestniczy dobrowolnie, by rozmawiać o swoim ojczystym kraju
i spędzać czas z innymi „małymi Polakami”. Prowadzę także osobne zajęcia, na których uczę
czytania i pisania po polsku.
czytaj dalej...
Polskie dzieci, z którymi pracuję w szkole podstawowej to zupełnie nowe, inne pokolenie Polaków na emigracji. Uczę się od nich, co to znaczy być prawdziwie dumnym z bycia Polakiem. Jestem bardzo podekscytowana, kiedy widzę ich zapał do rozmawiania o Polsce jako magicznej krainie Babci i Dziadka, których odwiedza się w czasie wakacji. Chociaż nie zawsze potrafią poprawnie pisać i czytać po polsku, to zdają sobie sprawę z piękna i oryginalności naszego języka, często bardziej niż dorośli.
Wygląda na to, że nie mogę narzekać – mam dobrą pracę, zwiedziłam trochę pięknych miejsc i mam nowych przyjaciół. Niemniej, im dłużej mieszkam tutaj, tym bardziej doceniam moją rodzinę w Polsce, moje kaszubskie korzenie, moich przyjaciół, którzy na mnie czekają, a nawet system edukacji. Nagle małe miasteczko, w którym się urodziłam, jest piękne i rozwijające się. Mój ukochany Gdańsk wywołuje jeszcze większe motyle w brzuchu, kiedy samolot zbliża się do lądowania. Każda wiadomość od przyjaciół i rodziny jest cenna i długo wyczekiwana. Z rozwojem polskiej literatury i sztuki jeszcze nigdy nie byłam tak na bieżąco jak teraz. Polityczne wydarzenia z Polski jeszcze nigdy mnie tak nie interesowały i wcale nie zachęcają mnie one do sfrustrowanego narzekania na kraj. To wszystko sprawia, że jestem dumniejsza niż kiedykolwiek z mojego pochodzenia. Dzięki temu powoli dojrzewam do zakończenia mojej zagranicznej przygody, która pomogła mi znaleźć to jedyne miejsce na ziemi.
Polskie dzieci, z którymi pracuję w szkole podstawowej to zupełnie
nowe, inne pokolenie Polaków na emigracji. Uczę się od nich, co to
znaczy być prawdziwie dumnym z bycia Polakiem. Jestem bardzo
podekscytowana, kiedy widzę ich zapał do rozmawiania o Polsce jako
magicznej krainie Babci i Dziadka, których odwiedza się w czasie
wakacji. Chociaż nie zawsze potrafią poprawnie pisać i czytać po polsku,
to zdają sobie sprawę z piękna i oryginalności naszego języka, często
bardziej niż dorośli.
Wygląda na to, że nie mogę narzekać – mam dobrą pracę, zwiedziłam trochę pięknych miejsc i mam nowych przyjaciół. Niemniej, im dłużej mieszkam tutaj, tym bardziej doceniam moją rodzinę w Polsce, moje kaszubskie korzenie, moich przyjaciół, którzy na mnie czekają, a nawet system edukacji. Nagle małe miasteczko, w którym się urodziłam, jest piękne i rozwijające się. Mój ukochany Gdańsk wywołuje jeszcze większe motyle w brzuchu, kiedy samolot zbliża się do lądowania. Każda wiadomość od przyjaciół i rodziny jest cenna i długo wyczekiwana. Z rozwojem polskiej literatury i sztuki jeszcze nigdy nie byłam tak na bieżąco jak teraz. Polityczne wydarzenia z Polski jeszcze nigdy mnie tak nie interesowały i wcale nie zachęcają mnie one do sfrustrowanego narzekania na kraj. To wszystko sprawia, że jestem dumniejsza niż kiedykolwiek z mojego pochodzenia. Dzięki temu powoli dojrzewam do zakończenia mojej zagranicznej przygody, która pomogła mi znaleźć to jedyne miejsce na ziemi.